Na kanwie

Dziś po porannej Eucharystii do zakrystii przyszła pewna Niewiasta, z kilkoma kartkami w ręku i rozbrajającym uśmiechem w oczach (twarz była oczywiście zasłonięta maseczką) i podając mi owe papiery powiedziała: „Proszę przyjąć te kilka refleksji nad książką. Bardzo dziękuję…” Podziękowałem serdecznie, a przeczytawszy nieco później całość owych refleksji postanowiłem je opublikować, ku zachęcie – by i inni po książkę „Panie Ty wszystko wiesz” sięgnęli.

Czytając książkę ks. Piotra Kieniewicza „Panie, Ty wszystko wiesz”- moje refleksje

„Jeśli się wszystko podda rozumowi, nasza religia nie będzie miała nic tajemniczego ani nadprzyrodzonego, jeśli się pogwałci zasady rozumu, będzie niedorzeczna i śmieszna”.

Blaise Pascal

Zali miłujesz Mię- Szymonie Janów?
O, Panie! – –
– tak bardzo mnie rani
to pytanie…
Cóż moje miłowanie?…
Spójrz, duszę Ci otwieram na ścieżaj
– do dna ją przejrzyj!
A kiedy zmierzysz
boleść zaprzania
– och, proszę! – o więcej nie pytaj, Panie!…
Pozwól mi milczeć – – Ty wiesz!

s. Nulla Westwalewicz
franciszkanka służebnica Krzyża

Co może nas zmusić do tego, żebyśmy przestali czytać interesującą książkę? Inna, bardziej interesująca książka.

Tak było z książką ks. Piotra Kieniewicza „Panie, Ty wszystko wiesz”.

Gdy moja Córka położyła ją przede mną (po uprzednim przeczytaniu) zignorowałam to, bo byłam pogrążona w lekturze (pasjonującej!). Po chwili jednak zerknęłam na tytuł i zirytowałam się, gdyż zauważyłam brak przecinka po słowie „Panie”. Wkrótce jednak obudziło się moje doświadczenie wydawniczo-redaktorskie. Przypomniałam sobie, że kiedy tytuł jest łamany, to może go nie być. No tak, nie ma (przecinka), ale mógłby być…

Coraz częściej jednak zerkałam na książkę kuszona jej tytułem i w końcu poddałam się – zaczęłam czytać…I już nie mogłam się oderwać! Książkę czyta się znakomicie! W jeden wieczór – jak najlepszy skandynawski thriller, chociaż przecież thrillerem nie jest. Może to gorszące porównanie, ale liczę na poczucie humoru Autora.

Lubię takie książki. Osobiste. A ta książka jest osobista, bo opowiada o relacji najintymniejszej z intymnych – o relacji z Bogiem. Lubię takie książki. O miłości. A ta książka jest o miłości, bo opowiada o Absolucie Miłości i miłości człowieka do Boga.

Narrator, na szczęście, nie jest wszystkowiedzącym kapłanem, wygłaszającym ex cathedra swoje, jego zdaniem nieomylne, sądy. Ksiądz Piotr „rozmawia” z czytelnikiem. Miałam wrażenie, że jestem na kawie w przytulnej kawiarni, albo jeszcze lepiej, na ławce w parku z ciepłym, serdecznym przyjacielem, który opowiada mi o swojej relacji z Jezusem, niczego nie narzucając, a jedynie delikatnie pokazując mi właściwą drogę. Nie boi się słów „nie wiem”: „Nie powiem, że (…) wszystko rozumiem. Nie, nie rozumiem. (,..) Ale Mu ufam. Ufam Panu!” (s. 105). I słów „ja też”- ja też jestem grzesznikiem, ja też „(…) widzę nieodwracalne konsekwencje moich własnych słów i czynów, ból i łzy skrzywdzonych przeze mnie ludzi” (s. 150). Zaiste niezwykłe to stwierdzenie u kapłana! Niezwykłe i budzące szacunek, a także podziw za odwagę. Są to też słowa wzruszające, bo oto Autor mówi czytelnikowi o tajemnicach swego serca, przyznaje się do słabości, do grzechu. Ta niezwykła więź z czytelnikiem pogłębia się z każdą przeczytaną stroną. Autor chce mojego dobra, dobra czytelnika i mówi do mnie z miłością.

Ta droga ku prawdziwej Miłości prowadzi nas przez, jakżeby inaczej, karty Pisma Świętego, odczytane bardzo osobiście. Czasami zdumiewało mnie, jak bardzo odczucia ks. Piotra i moje są zbieżne. Tak jest z historią Łazarza. Nigdy nie mogłam zrozumieć, dlaczego Jezus „wzruszył się”. Było to przecież niespójne z tym, co głosił, sprzeczne z nauką o Królestwie Bożym. Jak się okazuje „tekst Ewangelii w istocie mówi, że jest wzburzony, poirytowany płytkością wiary tych, którzy są Jego najbliższymi przyjaciółmi” (s.26). A więc to tylko błąd w tłumaczeniu.

Pamiętam, jak opowiadano mi na Korfu, że tam w kondukcie pogrzebowym na cmentarz nie idą kobiety. Właśnie dlatego, żeby uniknąć zbędnego wzruszenia, płaczu, rozrzewnienia, bo przecież zmarły już jest z Panem. Kobiety przygotowują w domu ucztę, podczas której śpiewa się i przypomina radosne chwile z życia tego, który odszedł. Wszyscy cieszą się, że jest w Domu Ojca.

Jest to budujący obraz niezachwianej wiary, ale co, gdy umiera dziecko, albo ktoś na progu dorosłego życia? Czy równie łatwo są w stanie okazać radość? Przypomina mi się historia Abrahama i Izaaka, która zawsze sprawiała mi trudność, której nie rozumiem, chociaż była mi tłumaczona po wielekroć. Bezskutecznie. Myślę, że zrozumiem ją dopiero wtedy, gdy spojrzę w Oczy Jezusa.

Ksiądz Piotr pisze: „Przyjęcie Chrystusa oznacza zgodę na tę przedziwną, niezrozumiałą dla świata – ani wtedy, ani teraz – logikę” (s. 36). I dalej: „Posłuszeństwo jest trudne. (…) Jest trudne, bo trzeba wsłuchać się w Boży głos w postawie zaufania, że Bóg wie, co robi, że Jego plan jest lepszy, mądrzejszy i bardziej owocny – niezależnie od tego, czy rozumiem jego założenia, etapy i konsekwencje. Bóg wie! Tak trudno to zrozumieć?” (s.48).

Czasami trudno. A może inaczej – słyszymy Boży głos, ale go zagłuszamy, używamy idiotycznych argumentów, dialogujemy z nim. 1 w końcu On milknie, bo szanuje naszą wolność. „On nam pozwolił być wolnymi do końca (…). Przebacza nam, byśmy dzięki Jego miłości mogli powrócić z własnej woli – do Niego. Chce nas przeprowadzić (…) ku miłości wiernej i wdzięcznej – w pełni przyjętej” (s.56).

Prędzej czy później wracamy: poranieni, zdeptani, poniżeni. A On? Wybacza, przytula i pomaga zapomnieć.

Prosper Monier, francuski jezuita i biblista, pisał: „Życie jest nieustannym dążeniem ku miłości, ku wszechogarniającej miłości, w łączności ze wszystkim, co żyje. Kto stawia w życiu na prawdziwą miłość, na oddanie i przebaczenie, ten jest z Bogiem i Bóg jest z nim… ”(…).

Takie też jest przesłanie książki ks. Piotra: „Tę jedyną Miłość trzeba najpierw dostrzec, rozpoznać (…), trzeba się z Nią spotkać i Jej dotknąć, by móc uczynić Ją swoją… ” I dalej: Tam, gdzie jest miłość, służba nie jest poniżeniem ani wykorzystywaniem kogokolwiek. (…) Dlatego nie uda się służyć innym bez miłości, ani przyjmować służby, nie kochając” (s. 38).

Miłość musi być motorem naszego działania, ciągle musi nas inspirować do tego, żeby służyć, wybaczać i nie pytać „dlaczego?”. Książka ks. Kieniewicza przypomniała mi też różne momenty mojego życia, które wtedy, przed laty, wydawały się mało istotne, a teraz nabrały innego znaczenia. Pozwoliła mi przewartościować pewne zdarzenia, zobaczyć, jak bardzo niektórych raniłam, jak nie potrafiłam dostrzec rzeczy istotnych. Zawsze jednak czułam, że On jest blisko, nawet wtedy, kiedy udawałam, że Go nie widzę. Jeden z moich ulubionych filozofów, Martin Buber, pisał: „To, że potrzebujesz Boga bardziej, niż czegokolwiek, wiesz zawsze swoim sercem. Lecz czyż nie wiesz także, że Bóg potrzebuje – pogrążony w tęsknocie swej wieczności – ciebie? Jak mógłby istnieć człowiek, gdyby Bóg go nie potrzebował? A jak ty byś istniał? Potrzebujesz Boga, by być, a Bóg potrzebuje Ciebie ze względu na to, co jest przeznaczeniem twego życia.”

Być – znaczy wierzyć, a wierzyć – znaczy kochać. Tak to rozumiem i pragnę trwać przy tym, chociaż nie jest to łatwe, bo ciągle, jak to pisze ks. Piotr „rozglądam się na boki”. „Rozmowy z Panem Bogiem do łatwych nie należą. (…) Zasadniczym powodem tych trudności jest nasza nieumiejętność słuchania tego, co się do nas mówi, i to nieszczęsne rozglądanie się na boki.” (s. 178)

Książka ks. Piotra Kieniewicza jest wspaniałą, budującą lekturą. Z całą pewnością. Ale to nie wszystko. Ma w sobie jakiś urok i prawie magnetyczną siłę przyciągania. Od kilku miesięcy nie jestem w stanie odłożyć jej na półkę. Ciągle leży przy moim łóżku, abym mogła do niej zajrzeć. Otwieram ją na „chybił trafił”, i znajduję zdania przeze mnie podkreślone, jako szczególnie ważne i mające dla mnie znaczenie, ale czasem otwieram ją na stronie pozornie „dziewiczej” (bez podkreśleń), ale przecież czytanej wcześniej, i nagle odnajduję zdania, które dopiero teraz, w tym momencie, zaczynam rozumieć w pełni. Taka jest ta książka. Niesamowita! Dlaczego?…bo jest prawdziwa, szczera, pisana sercem, bo pokazuje duszę Autora. Ale także ma przedziwną moc otwierania zakamarków duszy czytelnika. Czasami zakamarków, do których nie zaglądał przez wiele lat, unikał ich, albo udawał, że ich nie ma. Książka pomaga wyczyścić te wszystkie „kąty”, posprzątać, zapalić w nich Światło. To wielka rzecz!

Na koniec chciałabym wywołać uśmiech na twarzy Autora. Oto jeden z najpiękniejszych w literaturze, według mnie, dialogów o miłości:

„- Puchatku?
– Tak, Prosiaczku?
-Nic, tylko chciałem się upewnić, że jesteś.”

Alan Alexander Milne

… bo miłość karmi się Obecnością lub Tęsknotą. Na razie, Panie, każesz nam tęsknić.. .A Imię Jego to JESTEM.

Panie, Ty wszystko wiesz, Ty wiesz, że…

Księże Piotrze, bardzo dziękuję za tę książkę, a także za wspaniałe, poetyckie tłumaczenie „Pancerza św. Patryka”- modlitwy chroniącej przed złymi mocami. Perfekcyjnie oddany duch tej modlitwy, znakomite metrum wiersza i tropy poetyckie.

Na koniec przyłączam się do chóru niebios, Kościoła i Autora, i zawołam: „Uwielbiam Cię, Jezu, mój Zbawco!”

Iwona Kozikowska-Pytel