Wariat

Wyobraźcie sobie: środek nocy, burza na jeziorze (jak na naszych Śniardwach, z wysoką falą), i oto ktoś idzie po wodzie do was… Wcale się nie dziwię, że Apostołowie byli przerażeni. Też bym był. Jeśli coś mnie dziwi, to słowa Piotra – „Jeżeli to Ty jesteś, każ mi przyjść do siebie po wodzie”, i jeszcze bardziej to, że wylazł z łodzi i poszedł. Nawet nie to, że szedł, ale że w ogóle wyszedł z łodzi! Wariat!

Szedł, póki zmierzał ku Jezusowi. Zaczął tonąć, gdy – doszedłszy – rozejrzał się wokoło i dotarło do niego, co zrobił. „Małej wiary” określił go Chrystus wyciągnąwszy go „za uszy” z wody. Małej?! Przecież przed chwilą poważył się na krok zupełnie bez precedensu! Dlaczego małej?

Wiara jest silna Chrystusem, albo nie jest silna. Albo na Nim się opiera, albo zanika. W ogóle, nasze życie jest o tyle chrześcijańskie, o ile podążamy przez nie wpatrzeni w Niego. Niestety, zbyt często tracimy Go z oczu, pozwalamy, by przytłoczyły nas okoliczności, jak fale i wiatr w nocy na jeziorze. W sumie nawet trudno się dziwić – tak jak bliższa jest ciału koszula, łatwiej nam stają przed oczy rzeczy i sprawy widoczne „wizualnie, naocznie, optycznie i wzrokowo”, jak to zwykła mawiać ks. prof. Nagórny. Mamy świadomość – idąc za A. de Saint-Exupery, że „najważniejsze jest niewidoczne dla oczu”, ale to wcale nie oznacza, że umiemy te sprawy niewidoczne dostrzegać. Nie umiemy.

Opieramy się zatem na swoich zmysłach, na tym co widzimy i czego potrafimy dotknąć. Rację miał Mickiewicz.

Czucie i wiara silniej mówi do mnie
Niż mędrca szkiełko i oko.
Martwe znasz prawdy, nieznane dla ludu,
Widzisz świat w proszku, w każdej gwiazd iskierce.
Nie znasz prawd żywych, nie obaczysz cudu!
Miej serce i patrzaj w serce!