Czasem ludzie pytają, żeby wiedzieć. Zjada ich ciekawość – dobra lub zła – więc pytają. Zresztą, poszukiwanie odpowiedzi na przeróżne pytania jest wpisane w naszą naturę. Nasz rozwój od tego zależy, czy pytamy i czy znajdujemy na te pytania odpowiedzi.
Pan Jezus mówił, że każdy kto prosi – otrzyma, kto szuka, znajdzie, a kto kołacze do drzwi, będzie mu otworzone. Idąc dalej tym tropem można by zatem powiedzieć, że kto pyta, to się dopyta, ale tak dobrze nie jest. Nie każde poszukiwanie odpowiedzi jest dobre.
Św. Bernard z Clairvaux w jednej ze swoich sentencji (s. XIX) – przytaczam ją w swojej książce „Panie Ty wszystko wiesz” pisał, że ludzie szukają odpowiedzi na swoje pytania z różnych powodów:
Są tacy, którzy szukają wiedzy, bo chcą wiedzieć – i to jest ciekawość. Są tacy którzy chcą wiedzieć, by inni wiedzieli, że wiedzą – to jest próżność. Jeszcze inni zdobywają wiedzę, by ją sprzedać – i jest to niegodziwy handel tym, co święte. Są w końcu i tacy, którzy chcą swoją wiedzą służyć, budując siebie i innych – i to jest miłość, która jest prawdziwą mądrością.
Dodałbym do tego wszystkiego jeszcze jedno. Są tacy, którzy pytają, choć w swoim sercu znają odpowiedzi na nurtujące ich pytania. Dotyczą one zresztą nie tyle rzeczy co postępowania, wyborów, które mają podjąć. Gdzieś w sercu znają odpowiedź, ale ponieważ im się ona nie podoba, bo zbyt trudna jest i zbyt wiele wymaga – pytają. Chcą, by ktoś ich wewnętrznemu głosowi zaprzeczył, by mieli pretekst, by ów głos zagłuszyć. A przecież tylko jeśli za tym wewnętrznym głosem pójdą, głosem wzywającym do trudnego dobra, zachowają wewnętrzną integralność i poczucie prawdziwej godności.
Tak sobie myślę, że często, gdy rodzi się we mnie pytanie w stylu „czy mi wolno…?”, zazwyczaj wiem, jaka jest odpowiedź. Nie wolno. Nie powinienem. Chciałbym, ale sumienie mówi mi „nie rób tego”. Znam odpowiedź, i nie mam co ściemniać, że jest inaczej.